- Galileo, galileo, galileo, figaro... - podśpiewywał sobie Freddie, lecz dalszą część
tego fantastycznego utworu zagłuszyły jęki reszty zespołu
- Ach, zamknij japę!
- Nie mogę już tego słuchać...
- Niech go ktoś stąd zabierze, błagam!
- Pff. -wymruczał obrażony wokalista i trzasnął głośno zasuwanymi drzwiami w autobusie.
- Ach, zamknij japę!
- Nie mogę już tego słuchać...
- Niech go ktoś stąd zabierze, błagam!
- Pff. -wymruczał obrażony wokalista i trzasnął głośno zasuwanymi drzwiami w autobusie.
Atmosfera w pokoju od razu się rozluźniła. John głaskał czule
gryf swojego nowego basu, Brian jadł, a raczej pożerał miskę pełną jednego z
jego ulubionych dań, fasolki po bretońsku, a Roger próbował włożyć sobie
końcówkę pałeczki do ucha tak, by nie wyleciała. Wszystko po staremu. Nagle rozległ
się krótki, lecz niesamowicie głośny dźwięk przypominający rozpoczynanie pracy
starego samochodu. Mężczyźni spojrzeli się po sobie, a Deacon wraz z Rogerem
krzyknęli razem 'To nie ja'. May tylko przepraszająco szczerzył zęby.
- Wiecie jak to jest po fasoli, hehe.
- Czujesz coś, Rog? - spytał podejrzliwie basista wąchając powietrze dookoła.
- Ni... O kurwa... - wykaszlał perkusista. - Jak jebie, ja pierdole, umieram...
- Czujesz coś, Rog? - spytał podejrzliwie basista wąchając powietrze dookoła.
- Ni... O kurwa... - wykaszlał perkusista. - Jak jebie, ja pierdole, umieram...
Smród był nie do wytrzymania. Obaj muzycy rzucili się na
drzwi, by jak najszybciej opuścić pomieszczenie, lecz drzwi były zatrzaśnięte i
nie dało się ich otworzyć.
- John, powiedz mojej matce że ją kochałem... - powiedział
Taylor i upadł na ziemię.
A Brian wciąż tylko szczerzył zęby i dalej zajadał fasolkę.
- Okna... Otwórz okna... - wyszeptał Deacon i podczołgał się
do ściany. Kaszląc jak człowiek z zaawansowaną gruźlicą włożył nos w szparę
między uchylonym oknem a framugą i oddychał szybko. Roger dołączył do niego
chwilę później, gdy już się ocknął po lekkim, smrodowym omdleniu.
Powietrze w pokoju po jakichś dwudziestu minutach był,
powiedzmy, wywietrzony, a mężczyźni doszli do siebie po tym śmierdzącym
incydencie. W końcu drzwi otworzył od zewnątrz Freddie. Zmarszczył nos,
majestatycznie powąchał kilka razy powietrze i zwrócił się do Rogera:
- Mówiłem Ci, żebyś zaczął się myć.
Po czym zostawił pękających ze śmiechu gitarzystów i
niezwykle wkurzonego perkusistę, który wciąż mamrotał pod nosem:
- Ja mu pokażę...